Wywiad Andrzeja Krzywego dla PAP Life

PAP Life: Od lat konsekwentnie nie rozmawia pan z prasą o prawnych potyczkach z Markiem Kościkiewiczem. Dlaczego zrobił pan wyjątek dla PAP Life?
Andrzej Krzywy: Zdecydowałem się odezwać, bo Marek Kościkiewicz porusza tę sprawę w mediach i ciągle dokłada nowe szczegóły. One coraz bardziej wykrzywiają rzeczywistość. Do tej pory nie wypowiadałem się na ten temat, bo wyszedłem z założenia, że tłumaczą się winni. Od pewnego czasu czytam jednak nagłówki: „Wojna o De Mono” czy „Spór między Kościkiewiczem a Krzywym trwa”. To dla mnie bolesne, krzywdzi mnie, moich bliskich i dlatego zdecydowałem się zabrać głos. Marek odszedł z De Mono w 1996 roku, rozpoczynając solową karierę. Wtedy nie było mowy o żadnym konflikcie. Zespół dalej istniał i istnieje do tej pory.

PAP Life: Zacznijmy od początku…
Andrzej Krzywy: Gdy w 1987 roku doszedłem do zespołu Mono, stwierdziliśmy, że zmieniamy nazwę i tak powstało De Mono. Nieprzerwanie przez te wszystkie 24 lata gram i śpiewam w tym zespole. Nie odbył się ani jeden koncert bez mojego udziału. Dlatego teraz, gdy czytam, że odszedłem z De Mono i że nie mam prawa występować pod tą nazwą, to skóra mi cierpnie, bo to są bzdury wyssane z palca, które chętnie podchwytuje kolorowa prasa. Informuję, że z zespołu nigdy nie odchodziłem i nieprzerwanie gramy od 1987 roku.

PAP Life: Czego dokładnie dotyczy spór pomiędzy panem, a Markiem Kościkiewiczem? Z czyjego powództwa toczy się proces?
Andrzej Krzywy: Marek opuścił zespół dobrowolnie w 1996 roku. Stwierdził, że chce robić karierę solową i zajął się prowadzeniem dużej firmy. Przekonywaliśmy go, żeby wrócił, ale on nie był zainteresowany dalszą współpracą. Nie chciał wystąpić nawet na koncercie na 15-lecie De Mono na Festiwalu w Opolu.

Ku naszemu kompletnemu zaskoczeniu, trzy lata temu Marek złożył do sądu wniosek o „sądowy nakaz zaprzestania grania przeze mnie i resztę zespołu pod nazwą De Mono”. Najpierw sąd okręgowy, a potem sąd apelacyjny ten wniosek odrzuciły jako bezzasadny. O tym Marek w rozmowie z prasą nie wspomina…

PAP Life: Potem doszło do kolejnej odsłony konfliktu. Marek Kościkiewicz zaczął występować z muzykami pod nazwą…De Mono i wtedy to pan z kolei poszedł do sądu…
Andrzej Krzywy: Tak, wspólnie z Piotrem Kubiaczykiem, który gra w zespole od początku do dziś. Okazało się, że Marek i kilku muzyków, którzy wcześniej również całkowicie dobrowolnie i na własne życzenie na przestrzeni kilkunastu lat odchodzili z zespołu, zaczęli występować jako De Mono. To jest nielegalne, ponieważ firma Sony, która jest obecnie dysponentem praw do znaku towarowego De Mono udzieliła wyłącznie mnie i Piotrowi Kubiaczykowi zgody na granie pod tym szyldem.

PAP Life: Jak doszło do tego, że o tym, kto występuje jako De Mono, decyduje Sony?
Andrzej Krzywy: Są dwa aspekty tej sprawy. Jeden to fakt, że zespól De Mono nieprzerwanie gra, koncertuje i nagrywa płyty ze mną jako wokalistą a drugi, że nasz wydawca, firma Sony nabyła prawa do znaku graficznego. To efekt tego, że Marek, razem z Piotrem Kubiaczykiem, sprzedając firmę Zic-Zac sprzedali również nazwę De Mono firmie BMG. BMG natomiast kupiło Sony i dzisiaj prawnymi właścicielami tego znaku towarowego jest firma Sony Music Polska. Dlatego to od nich zależy, kto może korzystać z logotypu De Mono. Zdaniem Sony, co z resztą firma ogłosiła w specjalnym oświadczeniu, jedynie ja z Piotrem mamy do tego prawo. Chciałbym również zdementować informację, jakoby to firma Sony zarejestrowała znak towarowy De Mono. Ta nazwa była zarejestrowana już wcześniej, przed sprzedażą firmie BMG, co można potwierdzić w urzędzie patentowym.

PAP Life: Skoro właścicielem nazwy nie jest żaden z panów, to czego w tym momencie dotyczy ten sądowy spór?
Andrzej Krzywy: Sprawa toczy się tego, kto może występować pod nazwą De Mono. My nie zabraniamy Markowi ani nikomu innemu grać naszych utworów. On może organizować koncerty i śpiewać przeboje zespołu, ale niech robi to pod własnym nazwiskiem czy jakąś inną nazwą, a nie pod nazwą De Mono.

PAP Life: Marek Kościkiewicz twierdzi, że chciał załatwić wszystko ugodowo…
Andrzej Krzywy: Po naszym wniosku do sądu Marek zaproponował spotkanie ugodowe, o którym wspomina w wywiadzie dla PAP Life. Na spotkanie przyszliśmy z Piotrem i naszym prawnikiem. Marek natomiast przyprowadził innych byłych członków zespołu: Roberta Chojnackiego, który opuścił De Mono w 2005 roku i Darka Krupicza, który nie gra z zespołem od 2007 roku. Poprosiliśmy prawnika reprezentującego Marka, aby na sali pozostały osoby, które biorą udział w sporze. Prawnik Marka wyprosił obu panów, a nie jak przeczytałem w wywiadzie, że mój prawnik wyprosił kolegów… Niestety do ugody nie doszło.

PAP Life: Dlaczego?
Andrzej Krzywy: Ponieważ żądania Marka były dla nas nierealne. Kiedy koledzy wyszli, Marek zaproponował żeby zespół De Mono wypłacał mu co miesiąc do końca życia 18 tys. zł. Nie wiem jak to nazwać, bo nie jestem prawnikiem, ale to było coś na kształt haraczu. Jednocześnie Marek bardzo wyraźnie powiedział, że granie w zespole De Mono go nie interesuje.

Za co mielibyśmy płacić te 18 tysięcy. Nie ważne czy to 18 tys. czy 1 tysiąc. Chodzi o zasadę. Za co mamy płacić? Do tego gdybyśmy podjęli się takiego zobowiązania finansowego wobec Marka, musielibyśmy płacić każdemu członkowi zespołu, który z niego odchodzi. Dlaczego nagle mamy płacić koledze, który odszedł kilkanaście lat temu?

PAP Life: Marek Kościkiewicz mówi w mediach, że to pan z premedytacją zdemontował zespół i że nowy album De Mono „No Stress” szkodzi renomie zespołu. Jak pan odpowie na te zarzuty?
Andrzej Krzywy: Co do rzekomego „zdemontowania grupy” – wszyscy z zespołu odchodzili sami, dobrowolnie, z różnych powodów: kariera solowa, nowe projekty muzyczne, praca nad duchowością. To, że w ciągu tych ponad dwudziestu lat, skład zespołu się zmieniał, jest czymś naturalnym.

W polemikę dotyczącą wartości artystycznej utworów De Mono nie wchodzę, bo nasze piosenki oceniają słuchacze i albo chcą ich słuchać albo nie. Na szczęście chcą. Dzięki płycie „No Stress” po raz pierwszy w historii zespołu zostaliśmy nominowani do nagrody „Telekamery 2010”, piosenka „Póki na to czas” była najczęściej odtwarzanym polskim utworem w rozgłośniach radiowych w roku 2010 zdobywając pierwsze miejsca na prawie wszystkich listach przebojów. Płyta sprzedaje się bardzo dobrze. Ludzie chcą słuchać nowych piosenek na koncertach. Znają ich słowa i śpiewają je z nami.

PAP Life: Jest panu żal, że tak się to wszystko potoczyło?
Andrzej Krzywy: To przykre, bo byłem człowiekiem ufnym i otwartym na ludzi. Mam żal do siebie, że nie wyczułem wcześniej, że jest kłopot. Za każdym razem, kiedy widzieliśmy się przez te wszystkie lata, także już po odejściu Marka z zespołu, spotykaliśmy się jak dwóch dobrych przyjaciół. Boję się, że już może być za późno, aby nasze relacje wróciły do tego, co było kiedyś.

Z Andrzejem Krzywym rozmawiała Agata Żurawska (PAP Life)

UWAGA! Dalsze wykorzystanie wywiadu przez inne podmioty wymaga pisemnej zgody PAP.

Kategoria: Aktualności